Moda na fryzury, jak każda inna, lubi zataczać koło, ale niektóre trendy z dawnych lat dziś wydają się… no cóż, co najmniej zaskakujące. Patrząc wstecz, trudno uwierzyć, że pewne uczesania cieszyły się niegdyś takim uwielbieniem, choć z dzisiejszej perspektywy często budzą zdumienie – czy to ze względu na ich absurdalną formę, czy destrukcyjny wpływ na włosy. To świetne przypomnienie, jak dynamicznie zmieniają się standardy piękna – to, co kiedyś było „szykowne”, dziś może uchodzić za stylowy koszmar.
Weźmy na przykład „szalone loki” z końca lat 70. – bujne, maksymalnie napuszone fryzury uzyskiwane za pomocą trwałej ondulacji. Tysiące kobiet ustawiały się w kolejkach do salonów fryzjerskich, marząc o drobnych sprężynkach, które miały dodać charakteru i objętości. Niestety, nikt wtedy nie mówił głośno o tym, jak bardzo chemikalia niszczą włosy. Trwała często kończyła się sianowatym, łamliwym efektem, a jedynym ratunkiem bywały drastyczne cięcia – które nie zawsze poprawiały sytuację na głowie.
W latach 60. triumfy święcił natomiast „bob z objętością” – fryzura, która dziś wydaje się wręcz przerysowana. Choć była uwielbiana przez aktorki i kobiety z klasą, z perspektywy czasu przypomina nieco hełm z włosów. Dzisiejsze trendy preferują naturalniejsze, bardziej stonowane formy – a nadmuchany bob raczej nie wróci już do łask.
Nieco później zapanowała moda na tzw. „aurorę” – fryzurę inspirowaną amerykańskimi gwiazdami. Kobiety masowo kopiowały ten styl, nie zważając na jego często niezręczny efekt wizualny. Dodawanie objętości poprzez tapirowanie i trwałą miało nadać blasku, ale zwykle kończyło się matowymi, zniszczonymi włosami. To klasyczny przykład, jak pogoń za trendem potrafi zupełnie zignorować zdrowie włosów.
Wreszcie – dwa skrajne, ale równie odważne trendy: „garçon” i „babette”. Pierwszy symbolizował nowoczesność i emancypację – kobiety ścinały długie włosy na krótko, często szokując otoczenie. Taki look był jednak trudny do noszenia i nie każdemu pasował. Z kolei „babette”, fryzura inspirowana Brigitte Bardot, wymagała godzin tapirowania, szpilek i lakieru – a w domowym wydaniu często kończyła się chaosem na głowie, a nie elegancją z czerwonego dywanu.
Te wszystkie przykłady pokazują, że moda bywa kapryśna, a gusta zmienne. Fryzury, które niegdyś uznawano za szczyt stylu, dziś wzbudzają śmiech lub politowanie. Ale to właśnie w tym tkwi ich urok – są świadectwem swoich czasów, kultury i tego, jak bardzo zmienia się nasze postrzeganie piękna.