Młoda mama pozwoliła kotu spać obok chorego synka — i po miesiącu była w szoku tym, co się wydarzyło. Ostrzegano ją dziesiątki razy: „Nie wolno wpuszczać kotów do łóżka z niemowlętami, zwłaszcza z tymi chorymi”. Jednak wyczerpana bezsennością i płaczem dziecka, Klara postanowiła zignorować wszystkie zasady.
Od pierwszych dni po porodzie czuła, że jej maluch jest wyjątkowy. Mały, ciepły paczuszek w niebieskim body i różowej czapeczce ledwo mieścił się na jej piersi. Ale radość szybko zmieniła się w niepokój: lekarze poinformowali, że dziecko ma wrodzoną wadę serca. Choroba nie była śmiertelna, ale wymagała spokoju i ostrożności. „Najważniejsze — nie pozwalajcie mu płakać” — mówili medycy.
Jednak powstrzymać łzy niemowlęcia było niemożliwe. Za każdym razem, gdy krzyczał, ciało drżało, usta bledły, oddech był nierówny. Klara w rozpaczy szepczała: „Oddychaj, skarbie, proszę, oddychaj…” — ale pomagało tylko na chwilę.
Noce były torturą. Maluch dławił się przy kaszlu, a matka nie mogła zmrużyć oka. Mąż, Dmitrij, początkowo próbował pomagać, lecz wkrótce zniecierpliwienie wzięło górę.
— Rozpieszczasz go — rzucił zmęczony. — Potrzebuje dyscypliny, a nie twoich bez końca łez.
— Ma niecały miesiąc — odpowiedziała Klara z rozpaczą. — Jego serce może nie wytrzymać.
Ale Dmitrij machnął ręką. Jego zimne słowa raniły bardziej niż jakiekolwiek wyrzuty.
Pewnej nocy, gdy dziecko znowu płakało, Klara bezsilnie opadła w fotel przy łóżeczku. Nagle szary, pręgowany kot Barsik cicho podszedł i wskoczył prosto do łóżeczka.
— Nie! — krzyknęła Klara i rzuciła się na niego.
Jednak maluch nagle się uspokoił. Kaszel ustał, oddech się wyrównał, a Barsik zwinięty w kłębek położył łapkę na brzuszku chłopca. Ten spokojnie westchnął i po raz pierwszy od wielu dni zasnął snem twardym jak skała.
Klara nie mogła uwierzyć własnym oczom. W tym momencie do pokoju wszedł Dmitrij. Widząc scenę, zbledł.
— Zwariowałaś? — warknął. — To zwierzę może go udusić! Albo zarazić!
— Zobacz sam — odpowiedziała cicho. — Jest spokojny. Oddycha.
Mąż jednak nie chciał słuchać i wyszedł, trzaskając drzwiami. Klara została sama. Tylko równy oddech syna i ciche mruczenie kota wypełniały ciszę.
Od tej nocy Barsik sam przychodził do łóżeczka. Za każdym razem, gdy kładł się obok, maluch zasypiał bez kaszlu i duszności. Jednak otoczenie nie przestawało krytykować. Sąsiedzi szeptali, krewni kręcili głową. Nawet siostra Klary, Marina, kiedyś powiedziała wprost:
— To szaleństwo! Koty roznoszą choroby. Narażasz dziecko!
— Bez niego nie śpi — odpowiedziała Klara. — Dusi się, gdy Barsika nie ma obok.
Marina odwróciła się z pogardą. Ale Klara wiedziała: niech wszyscy myślą, że jest szalona, ona zrobi to, co ratuje syna.
Minęły tygodnie. Chłopiec stał się silniejszy, skóra nabrała koloru, oddech był równy. Ale pewnego dnia Dmitrij znów wybuchnął, widząc kota przy dziecku:
— Albo kot, albo ja!
Przy jego krzyku maluch drgnął i wzdrygnął się, ale Barsik podszedł bliżej, dotknął nosem i zamruczał. Dziecko natychmiast się uspokoiło.
Klara spojrzała mężowi w oczy:
— Nie wyrzucę tego, kto pomaga naszemu synowi.
Po miesiącu poszli na wizytę kontrolną. Lekarz, doświadczony doktor Prochorow, przewracając kartę pacjenta, uniósł brwi ze zdziwieniem:
— Jego stan znacznie się poprawił. Puls równy, oddech spokojny. Co zrobiliście?
Klara zawahała się, lecz przyznała:
— Pozwoliliśmy kotu spać obok niego.
Doktor zamyślił się i skinął głową:
— Brzmi niezwykle, ale możliwe. Koty, swoim ciepłem i mruczeniem, faktycznie mogą mieć efekt terapeutyczny — stabilizują oddech, rytm serca, zmniejszają napięcie. Tylko upewnijcie się, że zwierzę jest zdrowe. Być może właśnie wasz kot stał się jego lekarstwem.
Dmitrij stał obok, zdumiony. W jego oczach nie było już gniewu.
— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie wierzyłem.
— My też nie wierzyliśmy — uśmiechnęła się Klara. — Ale najwyraźniej nasz syn uwierzył pierwszy.
Tego wieczoru Dmitrij długo stał przy łóżeczku, obserwując, jak Barsik zwija się w kłębek obok malucha. Pogładził kota i szepnął:
— Dbaj o niego.
Klara patrzyła zza drzwi, ściskając dłonie. W domu, gdzie niedawno panował strach i łzy, teraz rozbrzmiewało tylko równomierne mruczenie i spokojny oddech dziecka.
Czasem miłość i ratunek przychodzą w zupełnie nieoczekiwany sposób.
A wy co sądzicie — czy koty naprawdę mają dar uzdrawiania, czy to tylko zbieg okoliczności? Podzielcie się opinią w komentarzach.