Nazywał się Timur. Bogaty, pewny siebie, przyzwyczajony do bycia w centrum uwagi. Na jednej głośnej imprezie, pod wpływem alkoholu, wypowiedział zdanie, które odmieniło całe jego życie:
— Założę się, że poślubię najpełniejszą dziewczynę w mieście — i ani razu nie mrugnę!
Znajomi się roześmiali. A on… dotrzymał słowa.
Tydzień później oświadczył się Leyli — dobrej, wesołej, nieco nieśmiałej dziewczynie, którą wszyscy niedoceniali. Ona nie wiedziała o zakładzie. Po prostu zobaczyła w nim szansę — nie na bogactwo, lecz na rodzinę.
Ślub był wystawny. Ale w trakcie przyjęcia, gdy goście czekali na taniec młodych, Leyla wyszła na scenę i powiedziała:
— Ja też przygotowałam niespodziankę.
Zrzuciła pelerynę i rozpoczęła taniec. Gibka, pewna siebie, piękna — wbrew wszelkim standardom. Publiczność oklaskiwała ją na stojąco. Timur siedział oszołomiony: przed nim nie była „ofiara zakładu”, lecz kobieta z godnością, talentem i duszą.
Na początku podchodził do niej chłodno. Przyzwyczajenie. Ale Leyla nie domagała się miłości. Po prostu żyła — piekła, śmiała się, pomagała sąsiadom, prowadziła lekcje tańca online.
W domu zrobiło się naprawdę ciepło.
Kiedy Timur stracił dużą sumę pieniędzy i wrócił do domu zdruzgotany, Leyla nie powiedziała ani słowa. Po prostu postawiła przed nim herbatę i cicho rzekła:
— Pieniądze przychodzą i odchodzą. Najważniejsze, że jesteś w domu.
Wtedy po raz pierwszy naprawdę ją przytulił.
Minęły miesiące. Timur się zmienił. Przestał rozrzucać pieniądze, zaczął radzić się żony, słuchać jej.
A potem — restauracja, pierścionek, kolano.
— Leyla, ożeniłem się z tobą przez zakład. Ale teraz — z miłości. Wyjdziesz za mnie jeszcze raz?
— Jestem już twoja. Teraz — z miłością — odpowiedziała.
Leyla wpadła na pomysł sama:
— Chcę otworzyć studio dla takich kobiet jak ja. Nie dla ideałów — dla prawdziwych.
Timur uwierzył w nią. On włożył pieniądze, ona — duszę. I po trzech miesiącach miasto mówiło tylko o jednym:
— Żona Timura — ta pełniejsza tancerka? To prawdziwa gwiazda!
Były też drwiny. Jeden z dawnych znajomych spytał:

— Serio? To tylko żart, zakład!
— Tak — odpowiedział spokojnie Timur. — Ale dzięki temu zakładowi poznałem swoją przeznaczoną.
Kiedy Leyla dowiedziała się, że jest w ciąży, Timur płakał. Sam odwiedzał ją u lekarza, czytał książki o rodzicielstwie, wybierał wózek.
Bał się tylko jednego — stracić ją.
W siódmym miesiącu wszystko się załamało. Szpital. Groźba przedwczesnych narodzin.
Timur nie odstępował drzwi sali.
— Oby z nimi wszystko było dobrze…
Po dwóch dniach — operacja. Krzyk.
— Dziewczynka — powiedział lekarz. — Mała, ale silna.
Timur zapłakał, po raz pierwszy nie wstydząc się łez.
— Nie byłem gotów zostać mężem, nie byłem gotów zostać ojcem. Ale teraz jestem gotów na wszystko. Dla was.
Ten sam hall, w którym kiedyś odbył się ich dziwny ślub. Na scenie — dziewczyna w sukni koloru szampana.
— Tę piosenkę dedykuję mamie i tacie. Ich miłość zaczęła się od zakładu… ale stała się najpiękniejszym dowodem, że cuda istnieją.
Ayla śpiewa. Wśród publiczności Timur i Leyla trzymają się za ręce.
On posiwiał. Ona — wciąż taka sama.
Po balu wyszli na werandę, gdzie kiedyś tańczyli po raz pierwszy.
— Nie wierzyłam, że wszystko się uda — szepnęła Leyla.
— Sam też nie wierzyłem — odpowiedział Timur. — Dopóki cię nie spotkałem.
Muzyka znów zagrała — ich ślubna piosenka.
I pod gwiazdami wirują w tańcu.
Jakby po raz pierwszy.
Jakby na zawsze.