To był idealny poranek nad wybrzeżem Nowej Zelandii: słońce jasno świeciło, woda miała krystaliczny turkusowy kolor, a wiatr delikatnie poruszał żaglami. Rodzina wracała z morskiej przejażdżki. Wszystko wydawało się spokojne… aż nagle zdarzyło się coś niewyobrażalnego.
Najmłodszy syn, zachwycony meduzą unoszącą się tuż obok łodzi, pochylił się zbyt mocno, by jej dotknąć. W jednej chwili stracił równowagę i wpadł do wody.
—Alex! —krzyknęła jego matka, ogarnięta paniką.
Ojciec próbował obrócić łódź, ale silnik zgasł w trakcie manewru. Fale uderzały coraz mocniej, a dziecko znikało pod powierzchnią, niesione przez prąd.
Kilka metrów dalej grupa turystów sterowała dronem, nagrywając krajobraz. To właśnie ta kamera zarejestrowała cud, który miał się zaraz wydarzyć.
Na filmie widać wyraźnie: z głębin wynurzają się szare cienie. Najpierw dwa, potem pięć, aż w końcu cała grupa – delfiny.
W ciągu kilku sekund otoczyły chłopca. Jeden znalazł się pod nim i delikatnie wypchnął ku powierzchni; inny krążył w kółko, tworząc wir, który utrzymywał dziecko na wodzie. Pozostałe stworzyły coś w rodzaju bariery, jakby chroniły je przed czymś niewidzialnym.

Zdezorientowany chłopiec chwycił się grzbietu jednego z delfinów, nie zdając sobie sprawy, że te zwierzęta dosłownie trzymają go przy życiu.
Minuty później dotarli ratownicy. Kiedy łódź podpłynęła do dziecka, delfiny nie oddaliły się. Pozostały wokół niego aż do momentu, gdy ludzie wciągnęli go na pokład. Dopiero wtedy, niemal jednocześnie, cała grupa odwróciła się i zniknęła w głębinach oceanu.
Nagranie w kilka godzin stało się viralem. Naukowcy, zdumieni, wyjaśnili, że delfiny mają instynkt ochronny wobec innych istot żywych… ale nigdy wcześniej nie zaobserwowano tak precyzyjnej koordynacji.
Kilka tygodni później rodzina wróciła w to samo miejsce.
Chłopiec, patrząc na morze, szepnął:
—Myślałem, że po prostu chcą się bawić… a one w rzeczywistości trzymały mnie, żeby nie utonąć.
Od tego czasu mówi, że morze jest jego domem, a delfiny… jego aniołami.