Chłopiec żył już tylko dzięki aparaturze podtrzymującej życie, a lekarze stracili wszelką nadzieję. Lecz gdy do pokoju wszedł jego pies, wydarzyło się coś całkowicie nieoczekiwanego.
Chłopiec utrzymywany był przy życiu wyłącznie przez maszyny. Już w trzecim tygodniu leżał bez ruchu na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Ohio.
Lekarze próbowali wszystkiego – zmieniali terapie, wzywali specjalistów, przeprowadzali nowe badania. Jednak jego stan pozostawał niezmienny. Stopniowo zaczęli delikatnie przygotowywać rodziców na najgorsze, sugerując, że cud jest już mało prawdopodobny.
Matka już nie spała, spędzała dzień i noc przy jego łóżku, mocno trzymając jego małą dłoń. Ojciec mówił niewiele, jakby bał się wypowiedzieć prawdę na głos. Nawet lekarze, zwykle kontrolujący każdą reakcję, czasem odwracali wzrok, by ukryć swoją rozpacz. Wszystka nadzieja wydawała się wyczerpana.
Jednak ktoś nie wierzył w koniec. Pies chłopca – owczarek niemiecki o imieniu Rocky. Każdego dnia czekał przed szpitalem. Rodzice przychodzili i odchodzili, lecz Rocky pozostawał przy drzwiach, cicho piszczał i patrzył błagalnym wzrokiem do środka, jakby prosił o wejście.
Na oddziale intensywnej terapii zwierzęta zwykle były surowo zabronione, ale pewnego dnia pielęgniarka zobaczyła, jak Rocky położył głowę na zimnej kamiennej podłodze i zamknął oczy. Szepnęła cicho do lekarza:
— On cierpi tak samo. Może powinniśmy przynajmniej pozwolić im na ostatnie pożegnanie…

Kiedy wreszcie Rocky mógł wejść na oddział, matka zaniemówiła ze zdziwienia — nie spodziewała się, że lekarze się zgodzą. Pies powoli podszedł do łóżka, ostrożnie wspiął się na tylne nogi, oparł przednie łapy o krawędź łóżka i pochylił się nad chłopcem. Nie szczekał, nie wył. Po prostu patrzył na niego. Następnie delikatnie polizał jego czoło, jakby chciał przywrócić mu ciepło, a potem ostrożnie postawił łapy na jego klatce piersiowej, jakby mówił: „Bardzo mi cię brakowało… żegnam się z tobą.”
I w tym właśnie momencie wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Monitor, który od dni prawie nie pokazywał żadnych odczytów, nagle wydał głośniejszy sygnał. Matka wydała zduszony okrzyk, przekonana, że stan chłopca się pogorszył.
Lecz lekarz zamarł. Rytm serca wzmocnił się nieco. Rocky przytulił się bliżej do chłopca i dotknął jego policzka nosem. W tym momencie palce dziecka poruszyły się — ledwie widocznie, ale jednoznacznie.

Matka nie mogła w to uwierzyć, przycisnęła dłonie do ust, a lekarz natychmiast pobiegł do aparatury.
Parametry chłopca zaczęły powoli, lecz systematycznie się poprawiać — jakby ktoś naprawdę przywrócił go do życia.
Lekarze długo dyskutowali, jak coś takiego było możliwe. Jednak wszystkie raporty zgadzały się co do jednego: zmiana rozpoczęła się dokładnie w chwili, gdy Rocky wszedł do pokoju.
Od tego dnia pies mógł codziennie go odwiedzać. Za każdym razem chłopiec reagował coraz bardziej, aż pewnego ranka wreszcie otworzył oczy. Pierwsze, co zobaczył, była ciepła, wilgotna nos Rockiego tuż przy jego twarzy, podczas gdy pies czuwał nad jego snem.
Lekarze nazwali to cudem.
Rodzice nazwali to ratunkiem.